sobota, 13 listopada 2010

Kilka słów do mikrofonu...

"Czas przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii Świętej często staje się egzaminem chrześcijańskiej dojrzałości ich rodziców. Weryfikuje, czy rzeczywiście zdają sobie sprawę z tego, że składając przysięgę małżeńską twierdząco odpowiedzieli na pytanie "Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Was Bóg obdarzy?" Odpowiadając "tak" zobowiązali się do chrześcijańskiego wychowania swych dzieci. W przypadku ośmioletniego dziecka jest to pomoc w przygotowaniu go do spotkania z Chrystusem Eucharystycznym. A choć wobec nikogo chrześcijańscy małżonkowie nie podejmowali zobowiązania do zorganizowania przyjęcia zgodnie z obowiązującym towarzysko protokołem, tym przejmują się jednak dużo bardziej.
  Swoją obietnicę rodzice powtórzyli po raz drugi w dniu chrztu dziecka. Zapytani przez kapłana: "O co prosicie Kościół Boży dla swego dziecka?" rodzice odpowiedzieli "O chrzest". Dalej kapłan wyjaśnił, że "Prosząc o chrzest dla Waszego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?" I tu rodzice odpowiedzieli: "Jesteśmy świadomi". W ten sposób po raz drugi zobowiązali się do religijnego wychowania swego dziecka.
    Zaryzykujesz, mamo?
 Dziecko we wszystkim Was potrzebuje. W przechodzeniu na drugą stronę ruchliwej ulicy, w wyprawie do dalszego sklepu, w ułożeniu spraw z trudnym kolegą, w układaniu klocków, które znów się rozsypały. Z czasem potrzeby dziecka się zmieniają, ale i wymagania wobec nas, rodziców, rosną. Już nie wystarczy pozbierać rozrzucone zabawki i znaleźć zagubioną lalkę, trzeba wysłuchiwać zestawu pytań coraz trudniejszych i próbować szukać na nie odpowiedzi. Cierpliwie, choć krew się burzy. Do pytań najtrudniejszych należą te, które dotyczą Boga. Nie można ich lekceważyć, nie można odpowiadać na nie byle jak. Nie można liczyć, że udzielanie odpowiedzi załatwi za nas ksiądz, katecheta. Nie ryzykujmy. Na pytania o Boga szukajmy odpowiedzi razem z dzieckiem. Na kolanach.
     Nie ucz tego, czego sam nie robisz
Papież Jan Paweł II często wspominał osobę swojego ojca. Jeden obrazek wracał często w tych opowiadaniach: modlący się ojciec. "Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią mego ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków" - pisał papież.
    Klęczący na modlitwie tato i mama to najpiękniejsza i najskuteczniejsza katecheza.
    Nie zmarnować szansy
Pierwsza Komunia naszego dziecka jest ogromnym wydarzeniem w rodzinie, to prawda. Chcemy dobrze wypaść, martwimy się o detale. Jednak zanim ruszy cała machina komunijnego biznesu: pytania o wianki, sukienki (dobrze, że u nas dzieci ida w albach:-) dania, serwetki, dodatki, prezenty i zanim damy się wciągnąć w ten szalony, bezwzględny wir niekoniecznych zakupów i czynności popatrzmy na nasze dziecko. Usiądźmy, gdy śpi, na brzegu jego łóżeczka. Dotknijmy czule jego rąk, twarzy. Osiem lat temu nie znaliśmy ich ciepła. Nie znaliśmy kształtu jego palców, koloru oczu, barwy głosu. Cała jego wrażliwość i wszystkie zdolności były dla nas tajemnicą. A dla Boga nie. Od samego początku wiedział, jakie będzie nasze dziecko. Powierzył je nam. Zaufał, że zechcemy opowiedzieć Mu o Nim samym, o Ojcu, który jest w niebie. I że doprowadzając go do chwili Pierwszej Komunii zrobimy wszystko, aby to spotkanie było początkiem jeszcze większej zażyłości. To wydarzenie może odmienić całą rodzinę, jeśli tylko na to pozwolimy.
    Nie bójmy się powrotów
 Możemy mieć kłopot z Pierwszą Komunią naszego dziecka zwłaszcza wtedy, gdy nasze życie mocno się poplątało. Uczestnictwo w niedzielnej Mszy św., spowiedź, przyjmowanie Komunii mogą dostarczać problemów, jeśli sami zarzuciliśmy te praktyki. Wtedy rzeczywiście wymagania duszpasterzy, aby towarzyszyć dziecku w czasie tego roku przygotowań mogą nas przerastać, napawać strachem i na wszelki wypadek będziemy je krytykować. Nie lękajcie się, głowa do góry! Marnotrawny jednak wrócił a zamiast ostrej reprymendy otrzymał pełne czułości powitanie ojca, pamiętajmy o tym. Dlatego zamiast koncentrować się na wszystkich zewnętrznych działaniach, warto podjąć trud towarzyszenia dziecku. Może się na końcu okaże, że po jego śladach doszliśmy do miejsca, w którym Bóg czeka także na nas?
    Odejścia i wewnętrzne dylematy nie zwalniają rodziców z odpowiedzialności za złożoną dwukrotnie obietnicę. O. Jacek Salij, próbując wytłumaczyć znaczenie chrześcijańskiego wychowania dzieci mówi tak: "Wśród terminów biblijnych, które nie mają w języku polskim dokładnego odpowiednika, znajduje się wyraz kairos; można go po polsku oddać jako czas właściwy. Na przykład rolnikowi nie wolno przegapić czasu, w którym powinien obsiać swoje pole, ani czasu zbierania owoców - w przeciwnym razie nic mu nie wyrośnie, albo osiągnięty plon się zmarnuje. Swój kairos, swój właściwy czas, ma również przekazywanie dziecku wiary. Jeśli ten czas zostanie zmarnowany, dziecko może całe swoje życie spędzić daleko od Boga i od Kościoła. Szkoda by było, gdyby rodzice ten błogosławiony czas przegapili, bo tak jak każdy kairos, on już nigdy nie wróci. Co najmniej trzy wspaniałe rzeczy można w tym czasie osiągnąć. Po pierwsze, dla rodziców okres pierwszokomunijny ich dziecka jest wspaniałą okazją do ożywienia i pogłębienia swojej własnej wiary. Po wtóre, w tym okresie jest szczególna szansa na to, żeby dziecko poczuło się bratem lub siostrą w wierze swojego taty i mamy, a przecież wiara normalnie żyje i rozwija się tylko we wspólnocie wierzących. Wreszcie po trzecie, rodzice mogą istotnie - więcej niż ksiądz czy katechetka, którzy mają z dzieckiem kontakt tylko epizodyczny - dopomóc swojemu dziecku do tego, żeby wiara stała się dla niego czymś bardzo ważnym i bardzo własnym".
     Mamy cały, szkolny rok
 I nie zmarnujmy go. Jeśli jesteśmy rodzicami dziecka pierwszokomunijnego włączmy się w parafialne przygotowania. Nasłuchujmy próśb duszpasterzy, szkolnych katechetów, podpowiadajmy swoje sugestie. Zmobilizujmy się - mimo wypełnionego czasu i licznych obowiązków - aby towarzyszyć dziecku w przeżywaniu nabożeństwa różańcowego, a potem rorat w adwencie. Dbajmy o wspólną, niedzielną Eucharystię. I bądźmy odważni, nie ulegajmy modom. Okazji do przyjęć, które będziemy organizować w rodzinie będzie jeszcze wiele, ale dzień, w którym nasze dziecko spotka się z Bogiem ukrytym w chlebie, tylko raz będzie tym pierwszym..."  Tygodnik Katolicki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz